Miłość mojej miłości
Wiem, że moim powołaniem jest świętość. Odkrywam nieustannie, że źródłem świętości jest Święty Bóg, Święty Jezus. W teorii wszystko jest piękne, ale jak przejść od teorii do praktyki. To, co pomaga mi najbardziej zanurzyć się w tę rzeczywistość, to adoracja Jezusa Eucharystycznego. Obecnie nie mogę sobie wyobrazić dnia bez adoracji Jezusa Eucharystycznego. Czuję, że Jezus jest dla mnie jak magnes, który pociąga mnie ku sobie z niesamowitą siłą. Jak jednak do tego doszło? To był i jest proces, który trwa.

Wszystko zaczęło się od pragnienia, które w sobie nosiłem od wielu lat. Miałem wielkie pragnienie Adoracji Jezusa. To pragnienie to dar Boży, który podtrzymywałem ciągle w sercu. Czytałem dużo na temat tej pięknej praktyki duchowej, okazyjnie adorowałem Jezusa. Nie umiałem jednak przejść do systematycznej, codziennej adoracji. Tłumaczyłem się wieloma zajęciami duszpasterskimi, które mnie pochłaniały. Ciągle jednak czułem w sobie niedosyt. Mimo tego mogę szczerze powiedzieć, że starałem się wzrastać duchowo. To było chyba otwarciem mnie na łaskę, którą otrzymałem i za która nieustannie dziękuję. Podczas rekolekcji o komunii z Bogiem słuchałem konferencji o modlitwie. Rekolekcjonista mówił to, co już wiedziałem. Nagle wypowiedział słowa, które mnie bardzo dotknęły wewnętrznie. Mówił: „wiele zajęć jest zaplanowanych każdego dnia: toaleta, posiłki, praca, spotkania z ludźmi. Te sprawy są wolą Bożą. Trzeba sobie również zaplanować modlitwę, bo to też jest wola Boża". Od razu pomyślałem o adoracji w moim życiu. Każdego dnia czynię tyle spraw, które są wolą Bożą, a nie mam czasu na spotkanie z Jezusem żywym na adoracji. Od tych rekolekcji w planie mojego dnia wpisywałem zawsze adorację na konkretną godzinę. Nieraz musiałem przesunąć godzinę, ale bardzo pilnowałem, aby adoracja mimo wszystko była. Dzisiaj już nie muszę wpisywać sobie w kalendarz tego spotkania z Jezusem. Adoracja jest już w moim sercu jak zegar, który wybija godzinę spotkania.
Pragnę podzielić się jeszcze jedną refleksją. Jak wygląda moja adoracja? Otóż byłem uformowany w duchu adoracji błogiej to znaczy, miałem zakodowane, że adoracja polega na trwaniu w ciszy, w milczeniu. Oczywiście to jedna z form adoracji, ale nie jedyna i raczej rzadka na moim obecnym etapie życia duchowego. W moim doświadczeniu adoracja jest często duchową rozmową. Z mojej głowy i serca płynie potok różnych spraw ważnych, małych, codziennych. Przesuwają się w mojej głowie i sercu różne osoby, rozmowy z nimi, różne plany, trudności, cierpienia. Przychodzę na adorację taki jaki jestem, przynoszę moje życie i proszę Jezusa, aby dotknął te wszystkie sprawy swoją miłością, aby się spełniła Jego wola. Staram się wsłuchiwać, co On chce mi na to wszystko odpowiedzieć. Wygląda to wszystko na brak skupienia, rozproszenia. Tak kiedyś to traktowałem i denerwowałem się, że nie umiem się modlić. To szatan mnie kusił, abym zrezygnował z adoracji. Teraz wiem, że adoracja to nie ucieczka od życia w jakiś błogostan, ale spotkanie z Jezusem, który pragnie towarzyszyć mojemu życiu.

ks. prob. Krzysztof